Dziewczęcy look, słodkie policzki, czyli róże SEPHORA w akcji.

Dziewczęcy look, słodkie policzki, czyli róże SEPHORA w akcji.

Kiedy cofnę się czasem o kilka lat, zdecydowanie nie przepadałam za różami do policzków. Wszystko wynikało z tego, że miałam "obsesję" na punkcie zaróżowionej skóry twarzy. Wiadomo, trądzik różowaty to problem nie jednej dorastającej nastolatki.. choć dzisiaj moja cera nadal jest problematyczna, to po trądziku różowatym nie ma już śladu. Wcześniej nie używałam róży, bo miałam wrażenie, że różowatość mojej cery przebija już spod podkładu.. Nie wiem jak było, ale z czasem problem zniknął także w mojej głowie i sięgłam po pierwszy róż. Teraz nie wyobrażam sobie makijażu bez użycia takiego rodzaju kosmetyków.
Choć przetestowałam już bardzo dużo róży to moje serce skradły dwa róże z Sephory. Gama kolorów jest całkiem duża, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Akurat, gdy kupowałam swój róż była promocja, że drugi dostajemy za 1 zł. Pierwotnie kupiłam bardzo, bardzo jasny odcień, podchodzący pod baby pink. Dobrałam sobie ciemniejszy, choć nie ukrywam, że dość rzadko go używam.
Róże zamknięte są w plastikowych opakowaniach, które nie są zbyt dobrze wykonane, ale to można im wybaczyć. Mają bardzo aksamitną konsystencję, dobrze się rozprowadzają na policzkach.Są bardzo mocno napigmentowane, wystarczy delikatnie maznąć pędzlem, by uzyskać oczekiwany efekt na policzkach.
Róże są matowe, nie posiadają drobinek. Do tego bardzo wydajne, używam ich już ponad 1,5 roku, a wgłębienie jest naprawdę niewielkie. :) Cena regularna produktu to 29,90, także nie ma tragedii.

Znacie róże z Sephory? Lubicie? :)

Pozdrawiam, Karolina
Do widzenia żółty tonie. Czyli niezastąpiony szampon ochładzający odcień włosów blond.

Do widzenia żółty tonie. Czyli niezastąpiony szampon ochładzający odcień włosów blond.

Od co najmniej 9 lat farbuję moje włosy na blond. Nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc zmiany koloru na ciemniejszy. Kolor jasny jest jednak bardzo wymagający i czasem brakuje sił, jeśli chodzi o jego ładne utrzymanie. Najczęstszym problemem jest żółty odcień włosów, który pojawia się jakiś czas po farbowaniu. Można jednak mu zapobiegać, a ja mam na to naprawdę świetny sposób. :)

Bohaterem dzisiejszego postu jest fioletowy szampon marki FANOLA. Zanim zakupiłam ten szampon, używałam tych drogeryjnych, które nie dawały oczekiwanych efektów. Płukanki też nie spisywały się dobrze, wysuszały włosy i odcień nie był taki, jaki bym chciała. Postanowiłam więc zamówić polecany w Internecie szampon za cztery dyszki, nie żałując ani złotówki po przeczytanych o nim opiniach. 
Szampon ma 350 ml i jest to mniejsza wersja produktu. Opłaca się bardziej kupić litrową, ale ja nie byłam pewna, czy w ogóle szampon będzie przeze mnie regularnie używany. Butelka smukła, przyciąga oko i nie zajmuje wiele miejsca w łazience. Gdy otworzyłam szampon, szczerze? Przeraziłam się okropnie... Szampon ma bardzo intensywny kolor fioletu... a i niestety równie intensywnie brudzi nasze łazienkowe otoczenie.. Ja za pierwszym razem pobrudziłam wannę i domywałam ją przez ponad 20 minut. Nie wspomnę o dłoniach i paznokciach. Wyglądałam naprawdę śmiesznie. Konsystencja dość lejąca się, więc dużo produktu nam "ucieka" przez palce. Ogólnie radzę myć włosy w rękawiczkach lateksowych, wtedy wyjdziemy z mycia bez szwanku. :)
Jeśli chodzi o działanie, to szampon sprawdza się w swojej roli bardzo dobrze. Gdy pierwszy raz myłam nim włosy byłam przerażona kolorem jaki powstał przy myciu. Myślałam, że gdy spłuczę je wodą będą fioletowe, jednak odcień fioletu po spłukaniu zniknął. Po wysuszeniu włosy były bardzo ochłodzone, miały platynowy odcień i co najważniejsze, nie były srebrne, jak to bywa przy płukankach. Bardzo ładny, bardzo jasny odcień blondu pozbawiony żółci. Tak to jest to czego szukam! :) Jedynym minusem tego szamponu jest lekkie wysuszenie naszych włosów, ale można temu zapobiec użytkując go np. z odżywką, bądź maską. Zamiast myć nim włosy, możemy nałożyć go jako odżywkę i też nada nam chłodny odcień tylko z mniejszym stopniem intensywności. Ciężko też go dostać stacjonarnie, ale jeśli macie w mieście hurtownie fryzjerskie możecie zajść i poszukać. 

Jeśli chcecie uzyskać chłodny odcień waszych blond włosów to sięgnijcie po szampon FANOLA. Ja do drogeryjnych nie jestem przekonana i wiem, że nie dały mi takich efektów. Polecam z czystym sercem. 

Pozdrawiam, Karolina
Moje 3 NAJLEPSZE typy wśród tuszy do rzęs.

Moje 3 NAJLEPSZE typy wśród tuszy do rzęs.

Odkąd pamiętam, miałam bardzo długie i gęste rzęsy. Jedynym mankamentem, jaki dostrzegałam była ich mała podatność do podkręcania. Od zawsze były proste, a więc zalotka niewiele potrafiła zmienić. Druga sprawa to fakt, że żaden nawet najlepiej podkręcający tusz nie był w stanie dać mi pełnej satysfakcji. Był moment, kiedy zadecydowałam o zakładaniu rzęs. Nosiłam je przez trzy miesiące, a po ich zdjęciu.. niestety załamałam ręce. Rzęsy słabe, krótsze, rzadsze.. Musiałam więc znaleźć antidotum na kryzysową sytuację, a także dobry tusz, który pomógłby im wyglądać w miarę przyzwoicie, dopóki nie odrosną.
Aktualnie używam trzech tuszy, które dają radę i które lubię. Pierwszym z nich jest tusz z Bourjois Twist Up The Volume. Tusz ten, trafił do mnie na Rossmanowskiej promocji -55%. Był wtedy w całkiem atrakcyjnej cenie, więc skusiłam się na niego w ciemno.. Na początku, zaraz po otwarciu myślałam, że miłości z tego nie będzie. Szczoteczka była fajna, co zaraz ujrzycie na zdjęciu, ale tusz był bardzo mokry i odbijał mi się na górnej powiece. Efekt na rzęsach też nie przyprawił mnie o fajerwerki, były ładnie rozdzielone, ale to wszystko. Dopiero z czasem, gdy tusz trochę przysechł zaczął spisywać się fenomenalnie! Pięknie wydłużał rzęsy, dawał i dalej daje lekki efekt podkręcenia. Przy długich rzęsach na pewno zrobiłby szał, ale na to niestety póki co nie mogę liczyć.
Kolejnym świetnym tuszem jest Maybelline Sensational. Na niego czaiłam się od jakiegoś roku, dopiero przy promocji w Rossmannie zdecydowałam się na kupno i nie żałuję! Pięknie rozdziela i pogrubia rzęsy, dzięki temu sprawiają wrażenie naprawdę gęstych i zdrowych. Nie daje zbytnio efektu podkręcenia, ale dzięki pogrubieniu odwraca uwagę od prostych rzęs. Naprawdę świetny tusz i jedna z moich ulubionych szczoteczek.

Ostatnim dobrym tuszem za banalną cenę jest Tusz z Lovely Lash Extension. Osławiony żółty tusz niestety się u mnie nie sprawdził, natomiast ta wersja jest bardzo przyzwoita. Rozdziela równie dobrze jak drożsi koledzy, a także najlepiej z nich wszystkich podkręca i wydłuża moje rzęsy. Niestety lekko się osypuje, ale to można mu wybaczyć. Kosztuje grosze, warto wypróbować.
Tusze te nie kosztują kroci, a na promocjach można je zakupić w bardzo atrakcyjnych cenach! Warto przetestować i znaleźć dla siebie perelkę. Myślę, że gdy moje rzęsy wrócą do dawnej kondycji będą się spisywać jeszcze lepiej. Miałyście któryś z powyższych? :)

Pozdrawiam, Karolina.
Copyright © 2014 lifestyle blondynki w pigułce! , Blogger